Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szy swój udział w jednej dobroczynnej instytucyi, odstraszyłam połowę protektorów. Tem tylko, że żyłam swobodna. W miarę jak zakres mego życia coraz bardziej się zwężał, wzrastała we mnie chęć oporu masie i ofiary dla jednostek. Postanowiłam nie tylko w swojej niezależności wytrwać, nie tylko wszystkich odtrąconych wspierać, ale nadto każdą mi dostępną duszę na podobną drogę przeprowadzić. Wtedy zaczęły się moje błędy...
Makary (tamując wzruszenie, z rzewnem błaganiem). Z grzechów... z grzechów zacznij mi się już raz spowiadać!...
Regina. Nie wiedziałam, że swoboda może być także prawem niebezpiecznem. Ona to przez moje usta nauczyła jedną upadłą bardziej upadać, zamiast ją podnieść; popchnęła prostą dziewczynę do zboczenia, zamiast ją od niego powstrzymać; naraziła i zgubiła niewinne dziecko, zamiast je ochronić... (wstaje) Najstraszniejsze jednak pomyłki nie wyrównają winą świadomej zbrodni. Dotąd niemo gardziłam krzywdzącem posądzeniem, ale dziś znieważyłabym sama moją cześć kobiecą, gdybym na odpowiedź twojemu księże oskarżeniu nie odsłoniła jej czystości. Dowiedz się zatem ojcze, że w całem życiu mojem nie ma ani jednego czynu, któregoby dzieci, jakiemi Chrystus się pieścił, znać nie mogły. Kiedy dorosłam, mój nieśmiertelnej pamięci ojciec przyprowadził mnie raz przed wiszący u niego obraz pewnej słynnej królowej i rzekł: była