Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Makary (który drżąc wpatrywał się w Reginę). Nie sidłaj mi pani myśli — w pychę (ukrywa twarz w dłoniach).
Regina. Świat mniema, że te tylko kobiety od niego się usuwają, które chcą upaść. To też rozmaite kruki nawykłe widzieć w naszej swobodzie jedynie chęć zepsucia, zaczęły zlatywać się naokoło mnie, sądząc, że na to pragnęłam żyć wolną, ażeby się stać ich łupem. W każdym ich hołdzie widziałam jasno niezasłużone dla siebie poniżenie, ale zarazem w każdym ich zawodzie — zasłużoną dla nich karę. Sami na sobie mścili się za mnie. Ja tylko z nielitościwą rozkoszą patrzyłam, jak jeden po drugim przeze mnie rozbijał w szaleństwie swe życie. Tłum chciwie przysłuchiwał się i wierzył kłamstwom, jakiemi mnie zawiedzione i nieuczciwe dusze przed nim czerniły, nie wiedząc o tem, że ja gdybym raz we śnie była przekonana o słuszności przechwałek moich wielbicieli, nie obudziłabym się z takiego snu żywa. O sprawiedliwość jednak tłumu nie dbałam. Zwyciężał mnie tylko jedną bronią: zatamował mi wszystkie drogi, na których mogłam i chciałam się stać użyteczną tym, którym najszczerszych uczuć nigdy nie odmawiałam — nieszczęśliwym. Musiałam skradać się z każdą pomocą, bo ile razy ją odkryto — zniesławiono. Klasztor wasz ma ochronę dla sierot — podobno ty ją ojcze założyłeś: pragnęłam ją wspierać i bezimiennie wspierałam, obawiając się nawet pytać, czy istnieje. Raz bowiem zdradziw-