Makary (klęczy niemo wpatrzony w krzyż). Panie mój, zakończ to nędzne życie, pod którem tak upadam, jak ty upadałeś pod krzyżem, gdyś go na własną mękę nieść musiał. Jako szczęście — za małe, jako kara za — wielkie. Jeśli zaś ta miłość, którą dotąd w duszy chowam, jest grzeszną, a ta boleść, która mnie gnębi — zasłużoną, pomóż mi, ażebym to pojął. Ufność strapienia mi wydarły, rozum ze splątanych uczuć wydobyć się nie może, a myśl błąka się w rozpaczy... Spraw więc Panie, ażebym tylko w niebo wierzył, tylko w niebie miał nadzieję i tylko niebo kochał... (po chwili) Nic... (patrzy w książkę a potem wstaje) Nieme znaki...
Jacenty (wszedłszy po cichu). Pozwoli ojciec dobrodziej...
Makary (drgnąwszy). Czego chcesz bracie?
Jacenty. Przerwałem ojcu pobożne rozmyślania...
Makary. Bezbożne — mówisz — i takie nawiedzają...
Jacenty. Ale nie ojca Makarego, który się ciągle modli...