Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Antoni. O Marylce niech pani zapomni — niegodziwa!
Regina. Dla czego?
Antoni. Potwór! Za tyle lat opieki nad nędzarką od głodowej śmierci uratowaną...
Regina (niespokojna). Co zrobiła?
Antoni. Potwór! — mówię...
Regina. Nie kryj — wolę wiedzieć!
Antoni. Przed chwilą dopiero ją znaleziono. Uciekła do jakiegoś łotra, który tu bywał i powiada, że także chce żyć wolna...
Regina. Cały więc świat mój się rozpada!...
Służący (meldując). Panna Melania!
Regina. Precz z nią!
Melania (wdzierając się). Jam niewinna — on mnie oszukał! (służący cofa ją, zamknąwszy drzwi).
Regina (w silnem uniesieniu). Przynieście mi tu wielką górę i postawcie przede drzwiami, ażeby przez nie nie przełaziły występne płazy. Antoni drogi, odkryj dach tego domu, bo mnie powietrze zadławi... W pulsach czuję uderzenia ludzkich klątew!... (rzucając się na popiersie ojca) Ojcze mój! dlaczego nie żyjesz... (po długiej chwili milczenia spokojna do Antoniego) Antoni!
Antoni. Jestem panienko.
Regina. Idź zaraz do ojca Makarego i proś, ażeby mnie jutro o 9-ej rano u siebie w celi wyspowiadał. (wychodzi).
Antoni (zdumiony). Co to się stało?...

(Zasłona spada).