Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Makary. Musi wyzdrowieć, inaczej sam Bóg by na tem stracił. (łagodnie) I co pani po tej dziewczynie?
Regina. Chcę ją uszczęśliwić.
Makary. Ja jej los zapewnię...
Regina. Mnie to przyjdzie łatwiej. Zresztą bardzo ją lubię...
Makary (gwałtownie). Ja dawniej i... bardziej.
Regina (z lekką ironią). Ale za to – niestosowniej...
Makary (po chwili milczenia). Przez miłosierdzie powiedz mi pani, jak się nazywają wasze bogi, na zaklęcie których ustępujecie.
Regina (stając przy jednym z posągów). To jest moja bogini — swoboda.
Makary. Hańba temu pogańskiemu cielcowi, kiedy zdrożnościom króluje!
Regina. Ojcze Makary... nie bluźnij bóstwu, którego nie znasz i które może kiedyś czcić będziesz...
Makary. Będę czcił... nawet ciebie pani, tylko dziecko mi wydaj...
Regina. Kup lepiej sobie, kochany ojcze, za przymusową adoracyę zbawienie własnej duszy, gdyż ja jestem tak wymagającą, że ci za nią cudzej nie sprzedam.
Makary (z gorzkim śmiechem). A jeśli dziś ciotka odwoła prośbę i zażąda, ażebyś pani Cecylię mnie powierzyła?
Regina. Poczekam z wypełnieniem żądania, aż chora mi je objawi zupełnie — przytomna.