Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Makary (poważnie). Patrzyłem już w dusze strasznie upadłe, w każdej dostrzegłem choć kilka drgań żalu: miałażbyś pani być pierwszą i jedyną, która złem wszystkie zgryzoty potruła?
Regina Może tylko jestem pierwszą i jedyną, która ich nigdy nie miała.
Makary (wybuchając). A, ciesz się pani sobą, wyzywaj wszystkie pomsty niebios, tylko oddaj mi dziecko, niech je z twojej Sodomy wyniosę!
Regina. Po co? Kiedy ona w tej mojej Sodomie będzie miała opiekę, wygody, przyjemności...
Makary (gwałtownie). Występku!
Regina. Ten na nią czeka pewniej u was... w klasztorze.
Makary. Oddaj mi ją pani tylko, a jeśli gdzieindziej bezpiecznego miejsca nie znajdę, to ją schowam w ołtarzu.
Regina. Tam byłoby jej niewygodnie i nudno.
Makary. To ją zabiję, aby — tu nie była.
Regina. Ona nie jest Izaakiem a ksiądz Makary — ani Abrahamem, ani jej ojcem.
Makary (drgnąwszy). Wiem o tem. Wolno mi tylko spokojnie patrzeć, jak pani dla niej układasz stos.... (z dziką goryczą) No kiedyż nastąpi całopalenie?
Regina. Mój zakon na takie ofiary nie pozwala, owszem, każe mi sierotę pielęgnować jak siostrę. Jeśli ciotka wyzdrowieje, Cesię jej oddam, jeśli nie...