Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Makary. Skonać jej nie pozwolę, dopóki mi go nie wymówi! (usłyszawszy jej śmiech za sceną) Z kim ona tam jest? — Takiego jej śmiechu nigdy nie słyszałem!...
Regina. Bo może się nigdy u ciotki tak jak u mnie nie bawiła.
Makary (rozpaczliwie). Ba...wi...ła! (rzuca się do nóg Reginie) Pierwszą jesteś z ludzi, przed którą do prośby klękam... oddaj mi to dziecko...
Regina (ze spokojnem szyderstwem). Oddam... ale wtedy, gdy będziesz ojcze Makary umiał mnie swojem klękaniem zaszczycać a nie znieważać.
Makary (powstawszy). Nie mam już nic..... nic..... bo ofiarowałem nawet własne upokorzenie. (gwałtownie) I tego za mało? O, bądź przeklęte bezprawie, co rzucasz ludzi na pastwę, jak rzecz bez pana! Ja nie mogę odebrać tego dziecka, moje prawa ustąpić muszą przed grymasem pierwszej lepszej swowoli? Boże zwal lepiej na ziemię swój strop niebieski, aby jej zbrodni nie okrywał, lub daj mi tyle łez, ażebym niemi płacząc nad nieszczęściem, zatopił spodlone ludzkie plemię! (po chwili) Zatrzymaj pani sobie tę dziewczynkę, ona ci się przyda, bo nawet będziesz mogła zdrową jej krew kazać przetoczyć w swoje zepsute żyły.
Regina (stanąwszy przed Makarym z wesołą dumą). Przypatrz mi się, księże Makary, czy ja zdrowej lub cudzej krwi potrzebuję, a może przyznasz szanowny ojcze, że gdybyś miał syna...