liczyć. Zważ tylko, co on dla mnie, co dla nas wszystkich zrobił.
Helena. Zważyłam.
Janina. Za lekko. Nie zapominaj, że ożenił się ze mną, kiedy po stracie majątku i śmierci rodziców, pozostałam prawie bez możności istnienia; wziął małego brata; dał w fabryce miejsce wujowi; pracuje jak niewolnik, jest najtroskliwszym ojcem i mężem. Wszystkim nam koło niego dobrze. A czy na tem koniec? Gdybyś ty wiedziała, ilu on biedaków na sobie dźwiga! Niczego nie pragnę bardziej, niż odbicia się charakteru Urbana w synach naszych. Wyznam ci otwarcie, że nie przypuszczałam, ażebyś go tak mało ceniła. Przecież także korzystać będziesz z jego dobroci. Przed chwilą, gdy mu powtórzyłam twoją prośbę, zgodził się uradowany.
Helena. Ach, co za łaska!
Janina. Helenko, drwisz z usługi, za którą winnaś wdzięczność.
Helena. Nie rozumiemy się, bo widzę, że nie znasz jednej sprawki twojego męża, która ci go osłoni należycie.
Janina. Co takiego?
Helena. To, że sam napisał do mnie, ażebym przyjechała, i zamieszkała tu u was.
Janina. On? I ty go jeszcze oskarżasz?
Helena. Ja go bardzo szanuję i lubię, a ciebie chorą niepotrzebnie drażnię (całuje Janinę).
Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/176
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.