Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Andrzej (do wchodzącego Onufrego). Niech się oddalą, ty zostań.
Tadeusz. Broń swemu panu przynieś!... (wpada Rafał).

SCENAXI.
Wszyscy.

Rafał (półpijany z papierem w ręku). Nie pozwalam! Moje szlacheckie prawo! Nie pozwalam, chociażby mnie w sztuki porąbać mieli. Gdzie mój syn — Tadeusz?
Tadeusz. Jestem, ojcze.
Rafał. Karabela wyjęta — do cięcia gotowa — przeczułeś, jak należy powitać ojca! Niech wszyscy odstąpią szlacheckiego sztandaru, my dwóch bronić go będziemy! Do mojego boku! Skosimy przedajne głowy!
Andrzej. Czego pan w moim domu krzyczysz?
Rafał (zbliżywszy się do Andrzeja odskakuje). Brr! to on — płód Judasza! Prawda, jego ojciec nie bezdzietny się powiesił, a ciotka bezdzietnie umarła. O, ja poznałem pana kasztelanica, bo dusza nieboszczyka papy ze strachu przed Bogiem w ciało synka z szubienicy się schroniła i z oczu do mnie wygląda. No cóż, podobno pan także chcesz puścić kraj w arendę? Nie uda się, bo nie ma już co dzierżawić? Warszawę, Francuzi wzięli, wojska nawiedli, prawa dyktują... Ale ja nie pozwalam!...