Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak gdyby je grzmot poprzedzał, lub łagodne, jak gdyby je zefir przynosił. Zdaje się, że jego wola bogów by strwożyła, a boginie w objęcia mu sciągnęła.
Helvia (w zachwycie). I oni się dziwią, że ja go kochać mogę. O ślepe oczy i głuche uszy!
Mira. Drżąc objawiłam mu twoją prośbę. Niech ci usta na wieki się zrosną — rzekł z cicha — gdy to, co powiem, pani twej powtórzą. Przyjdę wieczorem...
Helvia. Cezar przyjdzie — dziś?! Opiekuńcze duchy, strzeżcie mego życia do tej szczęśliwej chwili?
Mira. Pociesz panią — mówił dalej — w żalu za bratem. Tyle teraz tylko dla niej zrobić mogę, że mu sąd przed wyrokiem pozwoli do niej wrócić.
Helvia. I oni mu zarzucają okrucieństwo! Chwała ci wspaniałomyślny Cezarze!
Mira. Jednakże powiedz Helvii — dodał ciszej — że Scipio i ktoś jeszcze ustąpić muszą z drogi, ażeby nam jej nie przegradzali.
Helvia. (zestraszona). Co to znaczy?
Mira. Nie wiem.
Helvia. Słyszałaś dobrze?
Mira. Najwyraźniej.
Helvia. Pomyśl, może ci pamięć osłabła.
Mira. Nie, Helvio. Każ mi zaraz głowę otworzyć, znajdziesz w niej odciśnięty każdy dźwięk mowy Cezara.
Helvia. (w zamyśleniu). To być nie może. On coś innego...