Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w tryumfie! — wołałam żegnając go z ludem. Odwrócił się i przesłał mi wzrokiem tak serdeczne podziękowanie... Miro, mówić już nie mogę.
Mira (po chwili milczenia, odsłoniwszy okna). Lepiej ci, biedna?
Helvia (gniewnie). Biedna? Dla czego mnie tak nazywasz?!
Mira. O Lucyniuszu myślałam, wszakże poślubić go musisz...
Helvia. Nie wspominaj mi teraz o nim! Niech go matka poślubi, kiedy jej tak przypadł do gustu.
Mira. Sama Helvio mówiłaś przedwczoraj, że w całym Rzymie jego tylko kochaćbyś mogła.
Helvia. Cezara przedwczoraj w Rzymie nie było. Zresztą miłość żon dla bohaterów nie powinna być obrazą dla mężów. Chociaż więc zostanę żoną Licyniusza, wolno mi kochać Cezara.
Mira. Czy prawda, co mówią, że Cezar tylko zwyciężać umie?
Helvia. Inaczej nie byłby półbogiem.
Mira (z gwałtownym żalem). Helvio, córko mej piersi, on ciebie zdobędzie!
Helvia. Zamiast lękać się, życz mi, ażeby to uczynić zechciał.
Mira. Zębami jak tygrysica u gardła mu się uwieszę, jeżeli zechce!
Helvia (powstając gniewna). Niewolnico! milcz i nawet oddechowi ust nie otwieraj, póki ci nie pozwolę.