Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kobus. Pomimo wszystkich waszych oskarżeń, założyłbym głowę, że go obronię.
Heron. Przeceniasz swoje siły. Nie dowiódłbyś, że on nie obalał wszystkich religij w państwie, że nie buntował wszystkich niewolników, że nie przechowywał u siebie rozbójnika — bo na to są wiarogodne i niewzruszone świadectwa.
Kobus. Szanowny obywatelu, są prawdy starsze i bardziej stwierdzone, niż paplanina głupich bab i kłamstwa opłaconych szpiegów, a jednak rozumny filozof nie uznaje ich za wiarogodne i niewzruszone. Nawet punkt matematyczny można przewrócić na drugą stronę, jeżeli kto umie wziąć się do tego. A cóż dopiero jakieś tam świadectwa.
Heron. Więc według ciebie Arjos nie popełnił tego, za co go uwięziono?
Kobus. Nie przeczę. On mógł połykać góry, ale to nie przeszkadza udowodnieniu, że przez jego gardło przeciskają się zaledwie listki szczawiu. On mógł kraść i mordować, ale to również nie przeszkadza udowodnieniu, że jedynie rozdawał jałmużny i opatrywał rany. Od tego właśnie są zręczni obrońcy.
Heron. Czemuż nie podjąłeś się uniewinnienia go przed sądem?
Kobus. Bo nie chciał, bo głupi, bo zdaje mu się, że gdy tylko usta otworzy, las stanie się łanem wrzosu, a wilczyca matką jagniąt. Umyślnie tu przyjechałem, ażeby tego gołębia uwolnić z pod noża, nie tyle przez