Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Astjos. Ja jeszcze bardziej.
Jala. Na co ty się skarżyć możesz? Że od czasu do czasu przepędzę z tobą kilka dni, kiedy tobie wystarczyłby tylko jeden? Mały kłopot albo żaden. W mizerny sposób drożysz się z sobą i udajesz przesyconego mną, a w rzeczywistości rad jesteś z posiadania ładnej kobiety, którą traktujesz jak niewolnicę. Mnie gorzej: ja gardzę sobą, gardzę moją namiętnością, która mnie upodliła, gardzę nawet tobą, gdy pomyślę, żeś mnie tylko znieprawił. Inny mężczyzna możeby lepiej zużytkował war krwi mojej.
Astjos. Ręczę ci, że znam najlepsze metody gaszenia tych warów.
Jala. Jesteś zawsze zuchwałym samcem, a ja wierzę, że są szlachetne uczucia, które nigdy nie dotknęły serca mojego, a które w niem by się rozgrzały. Ten Arjos...
Astjos. Może go wypuszczą, niech cię kształci.
Jala. Astjosie, wyświadcz mi łaskę.
Astjos. Jaką?
Jala. Cofnij swoje oskarżenie przeciw niemu.
Astjos. Ha, ha, ha, widzę, że istotnie chcesz go zrobić moim następcą! Nie mogę, droga Jalo, bo przyrzekłem sąsiadom, że będę w tej sprawie działał z nimi zgodnie. Czy dziś się zobaczymy?
Jala. Nie.
Astjos. Więc liczę na to. Pamiętaj, żebyś mi nie przeszkadzała, gdy będę się bawił bez ciebie.

∗             ∗