Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Orla. A w drugim świecie? Ostatecznie nie wiesz, jak tam jest.
Arjos. Co ciebie, moja gwiazdko, ten drugi świat tak niepokoi?
Orla. Jeżeli w nim wodzowie zachowują swoją władzę, to mnie Ukor lub Alrun zabiorą.
Arjos. Przecież się tam chyba nie znajdziemy bez rąk, bez nóg, bez zębów, bez sił, przecież ja nie będę miał tylko łuków z brwi, a oni z drzewa. Ha, będziemy walczyli, a ponieważ dusza duszy nie zabije, więc nie przestaniemy walczyć nigdy.
Orla. Wolałabym, ażeby każdemu pozostawiono swobodę łączenia się, z kim zechce. Mam jednak inne przeczucie...
Arjos. Jakie, Orlo droga?
Orla. Może ja cię bezpotrzebnie trworzę... Ale tak mi coś tajemnego dokucza... Podniosą rękę, ażeby cię uścisnąć, zaraz czuję, jak gdyby mnie ktoś w nią uderzył. Wbiegnie mi do serca radość, zaraz coś ją z niego wypędza i wprowadza smutek. Wyssę pocałunkiem z twoich ust kroplę słodyczy, zaraz zmienia się ona mi na gorycz. Nie mogę ani chwili odpocząć, ciągle krążą koło mnie szkaradne widma, a do uszu wsuwają się złowrogie szepty. Nawet sen nie chroni mnie przed niemi i pozwala dręczyć. Och, Arjosie, czy to nie przednia straż złego, które ku nam się zbliża... Nie milcz kochany, pociesz mnie.
Arjos. Przyznaję się, Orlo, że mnie zatrwożyłaś...