Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Arjos. Znowu Alrun... Przecież ziemia jest szersza i dłuższa, niż on, całej nie pokryje sobą i nas nie znajdzie.
Orla. Człowiek zły zawsze więcej miejsca zabiera, niż dobry. A ten potwór dopiero się teraz wyciąga.
Arjos. I pęknie z wściekłości, a nas nie dosięgnie. Nie mów o nim i połóż śliczną twarz twoją na moich ustach. (Całował ją długo i namiętnie). Niech teraz staną przeciw mnie bogowie, zobaczysz, czy się ich ulęknę. Oni nie całują takich, jak ty, kobiet, więc nie mogą mieć takiej, jak ja, siły.
Orla. Powiedz mi, Arjosie, czy w drugim świecie wodzowie zachowują po śmierci tę samą władzę nad innymi, którą posiadali na ziemi, czy wszyscy ludzie są tam równi?
Arjos. Dlaczego o to pytasz?
Orla. Z ciekawości...
Arjos. Rozmaicie ludzie mówią. Jedni zapewniają, że tam na zielonej łące wszyscy sobie leżą w zgodzie syci i szczęśliwi; drudzy — że już z ziemi dusze wodzów przechodzą do nieba szerokim otworem, a zwyczajnych ludzi — wązką szczeliną, ażeby się nie pomieszały i w osobnych osiadły krainach; inni znowu, że cierpiący tutaj są tam szczególnie wywyższeni. Ale mnie się zdaje, że to wszystko są bajki.
Orla. A przecież podobno niektórzy umarli wracali z tamtego świata — to mogli dokładnie opowiedzieć...