Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

strzeżeni. Ty straszny boże wysokich drzew i nizkich krzewów, skryj ich chłodnym i nieprzeniknionym cieniem, a nie daj go tym, których oni ścigają. Ty żarłoczny boże wód, wypłaszcz dna rzek w miejscach, przez które oni przechodzić będą, a wydrąż je głęboko tam, gdzie uciekający przed nimi stąpią. Wszyscy, źli i dobrzy, przytomni tu i nieobecni, wy, których widzę spożywających ofiary, ważących się na gałęziach, zlatujących z nieba, przyjmijcie modlitwę moją. Błagam o to ja, najwierniejszy kapłan wasz, orędujący za tym wodzem, który uznaje się zbyt grzesznym i małym, ażeby śmiał do was się odzywać i tylko myślą powtarza moje słowa. Ślubuje on i przysięga niezmiennie was czcić, szanować i obdarowywać waszego sługę, a gdyby tego nie uczynił, spuśćcie na niego najdotkliwsze bóle, osypcie go krostami pełnemi robaków, otwórzcie mu niegojące się wrzody na całem ciele, wykręćcie mu źrenice w przeciwne strony, rozpalcie ziemię, gdzie stanie i zagotujcie wodę, w którą się zanurzy.
Alrun. Dosyć, dosyć!
Zmik. Gdyby zaś Arjos i Orla schronili się do bezbronnego ludu Podlotów, wyrabiającego święte posążki, pozwólcie ich tam napaść i uprowadzić przemocą... Gdyby ukryli się na ognistej górze, w której wnętrzu duchy przyrządzają wam jadło, pozwólcie na nią wejść ludziom Alruna. (Zmik przez chwilę milczał). Pozwólcie... wszechmocni i nieśmiertelni... Alrunie,