Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zmik. To bóg ospy. Zwykle w takiej występuje postaci.
Alrun. Koło nóg moich prześliznął się jakiś gad. Zapewne grzechotnik.
Zmik. Nie nadepcz go — to bóg deszczu, który widocznie wskutek moich próśb przybył tu, ażeby twoim wysłańcom ułatwić wyprawę.
Alrun. Ty nazywasz to ułatwieniem, że ich ulewa zmoczy?
Zmik. Nie rozumiesz — ona stłumi odgłos ich kroków, a Orlę i Arjosa wpędzi do kryjówki.
Alrun. Zaświeciły w krzakach oczy jakiegoś zwierza.
Zmik. Zapewne boga błyskawic, który będzie rozwidniał drogę naszej obławie. Są tu jeszcze inni, niezliczeni, słyszę szelest ich ruchów... Teraz gdy się zgromadzili tak blizko, przemówię do nich po raz ostatni w twojem imieniu... A ty jako człowiek grzeszny i oglądać ich niegodny, padnij twarzą na ziemię i osyp głowę pyłem.
Alrun położył się. Podczas modlitwy Zmika niebo co chwila odbrzmiewało stłumionymi rykami.
Zmik. Potężni bogowie, duchy ziemi, nieba, wód, gór, wszelkich chorób, użyczcie swej łaski i mocy temu nędzarzowi, który przed obliczem waszem się korzy. Ty niezmożony boże wichrów, popychaj jego posłańców ku celowi ich podróży i nie powstrzymuj ich biegu. Ty wszechmocny boże słońca, nie zlewaj na nich ani swego żaru, ażeby nie nużyli się pochodem, ani swego światła, ażeby mogli przysuwać się niedo-