Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po to, ażeby na jej tle odbiła się wyraźniej przewrotność oskarżycieli, ażeby wam oświecić jeden szczegół, przed którym nawet pijany i starannie w potwarzy ćwiczony Ksantypos się wzdrygnął. Poślubił on kobietę, godną lepszego losu, którą zaniedbywał i wraz z dziećmi w nędzy pogrążył. Dowiedziawszy się o tem, Aspazya wyznaczyła nieszczęśliwej stały zasiłek, który często wypłacała dwukrotnie, gdy go marnotrawca złowił i strwonił. I o tej Aspazyi miał on zeznać, że nakłaniała do nieuczciwego zboczenia jego żonę, której przytem wcale nie znała! Zaiste język ludzki umie popełniać jeszcze większe zbrodnie, niż ręka! Przykład ten niech was pouczy, jak w robocie naszych oskarżycieli zmieniała się prawda.
I w jakim celu dokonano tego bezczelnego jej fałszerstwa? Aspazya piękna, rozumna, z przesądów rozpowita, śmiała, czynna, sławna, filozofami otoczona i przez nich podziwiana, niewątpliwie budziła drapieżne zawiści i nienawiści; ale ostatecznym celem ataku jestem tu ja. Nie z prostego przypadku ginęli wszyscy, którzy stali najbliżej mnie. Pierwszy padł Efialtes, później Anaksagoras i Fidyasz, teraz przyszła kolej na Aspazyę. Ponieważ nie zdołano mnie zgładzić, usiłowano przynajmniej osamotnić i zniechęcić. Cios obecny, jeśli nie chybi, sprowadzi ów tak długo pożądany skutek. Rachuba prosta i — przyznaję — dobra, że Aspazya nie zejdzie sama z tego świata, lecz z Peryklesem, który ją kocha i ubóstwia, który bez