Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

działem w nich nic, prócz lekceważenia lub wzgardy dla tych, którzy mienią się ich powiernikami. Tucydydes, który Anaksagorasa pozwał, był niegodziwym, ale Tucydydes, który tułacza zniesławia, jest nikczemnym; Menon, który hańbił Fidyasza żywego, był bazyliszkiem, ale Diofites, który hańbi umarłego, jest hyeną. Występował w tej sprawie — niestety — jeszcze jeden człowiek. Wolałbym, ażeby mi było ukazało się widmo ojcobójcy; ale skoro już człowiek ten stanął, niechże świadczy przeciwko swoim rodzicom — przybranym. Wiadomo wam, że z pierwszą moją żoną rozwiodłem się. Prosiła, ażeby przy niej zostawić dwóch naszych synów; zgodziłem się, bo ich kochała, nie przestawałem wszakże czuwać nad ich wychowaniem. Chorowity, młodszy wcześnie umarł; starszy, tymczasem dojrzewając, zaczął objawiać złe skłonności i nałogi, których zarodku w jego dzieciństwie nie dostrzegałem: pił i z bogatą młodzieżą ateńską szargał się w najrozwioźlejszych hulankach. Napomnienia przyjmował ode mnie naprzód obojętnie, potem zuchwale, aż wreszcie wypowiedział mi posłuszeństwo i szacunek. Długo nie mogłem wyśledzić źródła, z którego czerpał środki na takie życie; nakoniec odkryłem, że go zaopatruje w nie kilku arystokratów, a zwłaszcza żona pewnego bogacza — z jakim zamiarem, domyślacie się ze złożonego wam pisma, oraz z zamierzonego tu potępienia ojca i macochy świadectwem syna. Nie będę rozbierał tej ohydy, wydobyłem ją bowiem