Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zepsucie po ziemi, a ponieważ nieba nie może dosięgnąć i zakazić, więc miota ku niemu bluźnierstwa. Ta trucicielka moralna roztacza naokoło siebie tak zabójczy wpływ, że w nim giną najgenialniejsze umysły i najtęższe charaktery. Przyznajcie, że tyle okropności możnaby rozdzielić między kilka kobiet i jeszcze każda byłaby rzadkim okazem swojego rodzaju. Poczwary, łączącej w sobie wszystkie te brzydoty, natura nie stworzyła, zrodzić ją zdolna tylko wyobraźnia podłości. Tak, jest to duchowy płód Hermiposa, nie potwierdzony, jako rzeczywisty, przez nikogo. Już nie mówię o zeznaniach Sofoklesa, Sokratesa, Protagorasa, którym chciano wykraść z ust jakieś dwuznaczne słowo i wykrętnie zużytkować; ale czegoż dowiedli inni świadkowie? Niewolnik Traks, widocznie przekupiony, wyparł się ze strachu wszystkiego; Tucydydes zaś i Diofites powołali się na moich najserdeczniejszych przyjaciół — nieobecnych, którzy nie mogą tu stanąć i zaprzeczeniem przypisywanych im kłamstw wtłoczyć ich nazad w gardła oszczerców. Jeśli Aspazya tak jawnie i wszędzie siała zarazę moralną, czemuż tu nie sprowadzono tłumu jej kochanków i ofiar, czemuż nie zebrano licznego orszaku owych pchniętych przez nią do upadku niewiast, lecz musiano aż fałszować żale wygnańca i nieboszczyka? Zaciekła nienawiść, nieprzerażona ani majestatem niedoli, ani śmierci, zgwałciła świętokradzko obie. Serca moich przyjaciół były ciągle przede mną otwarte i nie wi-