Przejdź do zawartości

Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej radził się lub — jak np. w wojnie z Samos — dogadzał. Tenże sam ujemny wpływ dostrzegamy w jej otoczeniu: Anaksagoras tylko ucieczką wyśliznął się karzącej sprawiedliwości, Fidyasz umarł w więzieniu, Eurypides, wypędziwszy dwie zacne żony, marnieje w rozpuście, Sofoklesa muza od roku milczy, Protagoras i Sokrates weszli na tę drogę filozofii, która ich również prędzej czy później zawiedzie do sądu. Nie mogło być inaczej. Trzej ostatni niech wam sami opowiedzą, jakie rozmowy prowadziła z nimi Aspazya. Na wniosek Diofitesa ustanowiliście prawo, mające stłumić bunty zuchwałej myśli a zabraniające objaśniania ciał niebieskich sprzecznego z mitologią. Było to wędzidło niezbędne dla okiełznania tak zwanych filozofów przyrody, którzy odmawiali bogom udziału w stworzeniu świata i na ich miejsce podstawiali siły naturalne oraz przemiany materyi. I oto zakazowi któremu poddali się mężczyźni, śmiała urągać jedna kobieta, cudzoziemka, niewdzięczna za otrzymaną gościnność. Chciała ona wygnać wszystkie bóstwa z Olimpu i zamknąć go, jak starą winiarnię z dziurawym dachem, do której już nikt nie uczęszcza. Nigdy jej usta nie odmówiły modlitwy, nigdy jej stopy nie dotknęły progu świątyni, tylko jej ręce — jak wam zaświadczy niewolnik Traks — zrywały owoce w gaju Ateny. Z tą bezbożnością musiała skojarzyć się bliźniacza jej siostra — rozpusta. Aspazya założyła przytułek dla młodych niewolnic, który był właściwie do-