Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Elpinika. Kazałam, ale ty milcz — nawet przede mną, nawet przed sobą. Jeżeli oczy twoje zdradzą to jednem mrugnięciem, każę je zalać roztopioną żywicą. Nie rozmawiał z tobą?
Egina. Owszem.
Elpinika. Czemuż mi odrazu tego nie powiedziałaś, głupia śmieciucho! O co pytał? (niewolnica milczy). O co pytał?
Egina (zmieszana). Czy bym nie pozwoliła mu siebie... odmalować.
Elpinika. Odmalawać — ciebie — moją niewolnicę! A to zgroza! Pod rózgami puścisz ty dla niego, podła liszko, czerwoną farbę!
Egina (klęka), Litości, pani — com ja winna — przecież nie chciałam.
Elpinika. Wiedziałaś o tem, że on mnie malował.
Egina. Tłomaczyłam mu, ale roześmiał się i odrzekł, że...
Elpinika. Że co? Mów!
Egina. Że panią malował z tyłu, a mnie chce — z przodu.
Elpinika. Kłamiesz! A, mizdrzyłaś się do niego — ale ja cię tych umizgów oduczę. Naprzód precz! Chlewy podmiatać będziesz — nie mnie ubierać. Albo nie! Kapros!
Kapros. Jestem.
Elpinika. Sprzedasz ją dziś za byle co, komukolwiek... A przed wyprowadzeniem na targ daj jej dobrą pa-