Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tłum szkodliwemi bredniami. Dziwnym, doprawdy, jest człowiek: w filozofię zapuszcza się jak dziecko w wodę — idzie śmiało naprzód, dopóki płytka, ale przed głęboką cofa się z obawy, ażeby go w otchłań nie wciągnął — topielec. Owym zaś topielcem bywa zawsze logika.
Sofokles. I pod Tanagrą?
Protagoras. Nie inaczej. Jeżeli zejdę cichaczem i zamorduję jednego śpiącego łotra — to będzie karygodna zbrodnia; ale jeśli w czasie wojny tysiąc nas napadnie i wyrznie kilka tysięcy śpiących żołnierzy przeciwnej armi — to będzie szlachetną zasługą. Albo znowu: gdyby Spartanie uwiadomili Ateńczyków, że ich chcą wykłuć pod Tanagrą — to byłoby uczciwem, a ponieważ ich nie uwiadomili — więc postąpili nikczemnie. Czy tak? Wolałbym oganiać muchy ze świętego wołu w Egipcie i drapać, gdzie go zaswędzi, niż wyznawać taką moralność.
Sofokles. O, bodajby mi osy w uszach usłały gniazda i głuszyły je swym brzękiem, ażebym tej twojej filozofii nie słyszał! Biedna Grecyo, dobro moje, na twoje piękne i zdrowe dotąd oblicze występują sine plamy zepsucia. Możeś ty mądry, Protagorasie, wszakże Perykles powierzył ci wychowanie swych synów, założyłeś chwaloną szkołę wymowy i prawa, Anaksagoras twierdzi, że widzisz dno każdej rzeczy, ale ja w trudnych sprawach zwykłem się radzić wyroczni, która mnie nigdy jeszcze nie zawiodła a w tej chwili