Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawo spytać pana, co cię w ostatnich czasach tak wyraźnie zmieniło?
Henryk (siadając przy Emilii). Mnie nic nie zmieniło, tylko wróciłem do dawnej mojej natury, do moich młodzieńczych uniesień, do których znalazłem nowy przedmiot. Doprawdy jestem poetą nietylko słuchem, ale i wzrokiem. Chociażby mi wszystkie prawa nakazały uwielbiać brzydotę, a wzbroniły kochać piękność, nie ulegnę, póki mi nie dadzą innej duszy. Kto chce, ażebym inaczej czuł, niech mnie wprzódy inaczej czuć nauczy.
Emilia. Tego chyba nikt od pana nie będzie wymagał.
Henryk. Niech wymagają wszyscy, abyś tylko pani tej niesprawiedliwości nie popełniła.
Emilia. Ja najmniej jestem do tego zdolna. Pragnęłabym bardzo widzieć pana mężem Irenki, ale bez pogwałcenia pańskich uczuć. Taka ofiara mogłaby pana złamać z wielką szkodą dla pańskich zdolności.
Henryk (smutnie). Złamią się one w innej, może jeszcze okropniejszej,
Emilia. Już raz pytałam, co panu jeszcze tajemnie dokucza — nie dałeś mi pan szczerej odpowiedzi.
Henryk. Alboż mogę odpowiadać, nie wymijając prawdy? Pani jesteś dobrą, ale nie tak dobrą, ażebyś pobłażliwości swojej dla mnie nie ograniczała. Od pół roku żyję szarpany dolegliwościami dwu przeciwnych męczarni: jedna mi kochać każe, kiedy nie mogę, druga