mój aniołku, na żadną przyjemność nie czeka, tylko po każdej zaraz o inną się stara. Zamiast przez dwadzieścia godzin na dobę wyglądać Henryka, lepiej się czem innem bawić. Czas zbyt nas drogo kosztuje, ażebyśmy na tęsknotę godzinami tracić go mogły.
Irena. Traciłabym go latami, aby tylko jak najprędzej...
Emilia. Połączyć się z Henrykiem?
Irena. Umrzeć.
Emilia. Ach, nieznośna jesteś z tą swoją pogrzebową miną. Umrzeć... czy może dlatego zasłaniasz na cały dzień okna w swoim pokoju? Ze wszystkich ludzkich dziwactw najmniej pojmuję obrzydzanie sobie życia. Bo po co uparcie wynajdywać troski i przykrości, kiedy można znaleść zadowolenia i rozkosze? Po co, patrząc na człowieka, pamiętać o jego szkielecie, a zapominać o pokrywającem go ciele? Zatrzymywać się myślą przy tem, co rani, a omijać to, co goi — niedorzeczność, której nigdy nie popełniłam. Mam tak przezorne nerwy, że na smutek znieczulają się, a na przyjemność wrażliwieją. Dzięki tej naturze, wszystkimi jej zmysłami piję z życia słodycz bez żadnych gorzkich kropli, któremi znowu ty, Irenko, wyłącznie się karmisz.
Irena (ze smutnym uśmiechem). Karmię się tem, co mi w naszem wspólnem życiu pozostawiasz.
Emilia. Żart to, czy wyrzut?
Irena. Co wolisz.
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/036
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.