Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wego powiewu, jaki wieje dziś i jaki odwieje plewę z ziarna, wiał inny, rzucający umyślnie plewę w oczy.
Zresztą mowa tu tylko o Paryżu. To, co w nim pracuje poważnie, działa i patrzy w przyszłość, to się rzuca przedewszystkiem w oczy. Cudzoziemcowi, przybywającemu z dalekich stron, rzucają się w oczy najpierwej i najłatwiej babilońskie strony miasta. Dziesięć loretek i dziesięciu kankanistów narobią więcej hałasu, niż sto uczciwych kobiet i stu uczonych, to nikogo dziwić nie powinno. Paryż jest jak morze, w głębinach spokojne, poważne. na wierzchu poruszane lada wiatrem i lada wiatrem spieniane. Kto więc jeździ po wierzchu, widzi pianę, i nic więcej, tylko pianę.
Rzym za cezarów był bardzo zepsuty; dla Paryża te czasy niedawno się skończyły i może jeszcze wiele z nich pozostało, dlatego często wygląda, jak uróżowana bachantka. Zresztą pomyślmy, że przyjeżdża tu sto tysięcy cudzoziemców, aby się wykąpać w hulatyce po uszy. Bawią się więc, krzyczą, wrzeszczą i weselą.
Może kiedyś jaki poeta opisze stylem Boccacia „Noce paryskie”, bo też bez przesady mówię wam, że dziwne to noce. Otwarte sklepy i kawiarnie leją potoki światła na chodniki; w oknach sklepów atłasy, aksamity, bisiory,