Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   256   —

to dla niego za wysoko. Musiał wejść. Postanowili, że on wyjedzie, a ona odda rękę Augustowi.
Ale teraz przyszła właśnie kolej na Augusta. I on nie chciał być gorszym od tych dwojga. Miał wprawdzie chwile słabości, a przynajmniej wahania się, ale stary weteran życia umiał panować nad sobą, umiał rozkazywać nawet sercu. Szczęście Helenki oto cel, do którego postanowił zdążać, choćby kosztem własnej przyszłości. Szczęście jest miłością, miłość Heleny posiadał malarz, więc August oddał mu i jej rękę.
Kurtyna spada.
A teraz precz z wrażeniami, które nieraz we wlasne kolory każdą rzecz stroją, a przywołajmy trzeźwą rozwagę. Mówiłem, że autor dotknął kwestyi łowiectwa bogatych konkurentów i że ostatecznie taka jest tendencya sztuki. Doprawdy, obawiam się, by z mego opowiadania nie wydała się wam ona zaznaczoną i odczutą silniej, niż jest wistocie. W sztuce nie występuje ta tendencya równie silnie. Autor tu sobie stoi poza tą myślą, chłodny, obojętny, spokojny. Podniósł ją, bo mu dawała materyał do komedyi, ale podniósł tylko dlatego. Nie o samą ranę społeczną tu chodzi, nie o grozę gangreny z tej rany. Autor kwestyi nie odczuł, nie przebolał, nie zaszło mu krwią serce, a żółcią oczy. W sztuce zauważył, że na świe-