Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   257   —

cie polują na bogatych głupców, zauważył, że wynikają stąd różne perypetye, a z tych perypetyi różne komedye, a z tych komedyi wielu można zrobić niezgorszą jedną. Oto wszystko. Choroba spoleczna jest dla niego motywem, nie tendencyą. Brak autorowi satyrycznego zapału. W sztuce panuje chłód. Autora nie oburza, że tak jest, jak jest z temi poszukiwaniami mężów. On zaznacza tylko fakt i przechodzi nad nim do porządku dalszych scen, dalszych aktów i dalszych zdarzeń. Ale pociąga to za sobą fatalne konsekwencye, bo wiadomo wam, moi czytelnicy, że żeby coś mocno wyrazić, trzeba czuć mocno. Zapał, z jakim się porusza jaką kwestyę, jest niesłychanej literackiej wartości, on bowiem, jak płomień, ogrzewa ją, oświeca ją i pokazuje te jej strony, które przed zwyczajnem okiem są zakryte. Jeżeli naprzykład siadasz do napisania o jakiej kwestyi, dlatego że leży ci ona na sercu głęboko, napiszesz zawsze potężnie; jeżeli siadasz do niej dlatego tylko, żeby napisać jakiś artykuł i wziąć zań honoraryum i zyskać sobie rozgłos, napiszesz komunał, porobisz komplikacye, ubierzesz się we frazesy, jak w szlafrok, powtórzysz to, co stu innych przed tobą powiedziało i coby każdy, mający trochę oleju w głowie, na twojem miejscu powiedział, słowem, powtarzam, że napiszesz komunał.
Toż samo trafiło się z autorem. Poruszył