Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   252   —

mu wady społeczne, żeby dość potężnie w nie uderzać. Potrzeba przejąć się niemi, przeboleć je, a wówczas prawie mimowolnie wyrwie się z duszy coś takiego, co zastanowi wszystkich i wszystkim da do myślenia. Po drugie jeszcze: trzeba być artystą prawdziwym, potrzeba władać wyobraźnią i słowem, jak mieczem, by umieć wewnętrzne swe ideały wcielić w żywe postacie i rzucić je światu, jako przykład ohydy lub jako wzór do naśladowania.
A teraz, czy pan Zalewski posiada te warunki? Zobaczcie sami; ja na początek opowiem wam treść jego komedyi.
Jest pewna piękna panna, Helena Łucka, mająca matkę, niby wielką damę, i wuja, wysokiego urzędnika. Matka panny Heleny stroiła się, jeździła po wodach i kąpielach zagranicznych i traciła majątek córki, wuj zaś zamiast go ratować grabił, korzystając z roli opiekuna. Przychodzi chwila wreszcie, kiedy obie te panie są blizkie bankructwa. Cóż wtedy robić? Zwyczajna rzecz: wydać córkę bogato za mąż. Panie te poznały gdzieś na wodach niejakiego pana Klapkiewicza, szlachcica głupiego, jak midasowe uszy, ale bogatego, jak Midas, a przynajmniej bardzo zamożnego. Klapkiewicz jest tedy głupi, przytem niemłody już, o okrągłym brzuszku, powierzchowności mizernej; ale dobry i taki, skoro się inny nie zdarza. Przyjeżdża, witają go radośnie, oświadcza się matce i cór-