Przejdź do zawartości

Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   251   —

nie obywatelskie, ale arlekińskie, skarlenie społeczne i słabość społeczna, oto dalsze konsekwencye tej samej zawsze zasady, tegoż samego obyczaju.
Gdy usłyszycie, że gdzieś rozchwiała się rodzina, mówcie: to cegla wyleciała ze społecznego gmachu. A owoż ileż to już takich cegieł wypadło i wypada codziennie przez ów zły zwyczaj kojarzenia się małżeństw. Spytacie o środki ratunku. Jest ich wiele, ale będę mówił dziś o jednym tylko, o tym, który obecnie szczególnie nas zajmuje, o satyrze.
Komedya nasza narodowa poruszała już niejednokrotnie ową społeczną chorobę; poruszała ją nawet tak często, że dziś dla wielu stało się to już zwietrzałym tylko ogólnikiem. Kto nie ma nic nowego do powiedzenia, kto nie potrafi oświecić nowem światłem tych ciemnych stron społecznych, komu w oryginalny a potężny sposób nie zarysują się one w umyśle, ten, poruszając sprawę, nie wyrządza jej wcale dobrodziejstwa. Ludzie przyjdą, popatrzą, kiwną rękami i powiedzą: słyszeliśmy już to, to tylko frazesy. I życie potoczy się po staremu, i po staremu — na spadzistej drodze, a całym rezultatem będzie większy jeszcze, niż dziś, rozbrat między tem, co się robi, a tem, co się pisze, między ideałem a praktyką życiową.
W ten sposób satyra powszednieje tylko i traci swą powagę. Trzeba ogromnie czuć same-