Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   184   —

Dziś wreszcie na to przyszło, na co przyjść musiało, t. j. niema ani pieniędzy, ani mostu, ani kanalizacyi. Brak tej ostatniej sprawia, że miasto nasze, położone na wzgórzu, nad wielką rzeką, t. j. w warunkach arcysanitarnych z natury, jest przecie jednem z najniezdrowszych miast w świecie. Przekonać się o tem można z pomocą własnego nosa bardzo łatwo. Niemal co ulica inny zapach kręci niemiłosiernie tą szacowną częścią ciała, jak korbą. O, tak zaiste! Komitet sanitarny niemałą będzie miał robotę, którą chyba z heraklesowem wyczyszczeniem augiaszowych stajni porównać można. Na nic się nie zdały przewidujące ostrzeżenia, zbrojne w sanitarne przepisy; na nic groźba za wykroczenie takich to a takich artykułów, z pomocą których wsadza się do kozy niedbałych stróżów, a gospodarzy na kary pieniężne skazuje; na nic obsypywanie ścieków błękitnem karbolem. Przepisy, jako przepisy, są pewne czemś bardzo poważnem i na uznanie zasługującem, ale niestety! nie posiadają własności dezynfekcyjnych; błękitny karbol dodaje tylko do stu nieprzyjemnych zapachów jeszcze jeden, równie nieprzyjemny. I oto wszystko; miasto jak sobie nie pachnie, tak nie pachnie, ludzie jak umierają, tak umierają, a groźba epidemii unosi się ustawicznie nad niem, niby ptak złowrogi, w chmurach przyszłości ukryty.