Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lekiemi drzewami. Ludzie ciskają kilka niby wieńców na wodę; rozchodzą się, nie rozumiejąc co robili, dlaczego i na jaką pamiątkę to robili — i nakoniec idą pokrzepić się w poblizkich restauracyach, co, jak się zdaje, dziś stanowi właściwy cel zabawy.
Dziś niewdzięczny to materyał nawet dla felietonisty, sławiącego z zasady stare zwyczaje; wolę więc przejść na inne pole, które i dla was, czytelnicy, może będzie ciekawsze. Powiem wam na ucho, że byłem na posiedzeniu akcyonaryuszów drogi żelaznej Warszawsko-Bydgoskiej. Mówię wam to na ucho, dlatego, że na takich posiedzeniach nie wolno bywać nikomu więcej prócz samych akcyonaryuszów — ja zaś... Mniejsza o to, nie lubię dotykać tej materyi; dość, że na posiedzeniu byłem, byłem przez ciekawość, która jest moją obowiązkową wadą, i dla zdania wam sprawy, jak się podobne posiedzenia odbywają.
Nakoniec byłem jeszcze i dlatego, bo sądzę, że tak, jak dobrze jest być widywanym pod rękę z pryncepsami rodu lub pieniędzy, tak również dobrze pokazywać się na zgromadzeniach akcyonaryuszów kolei żelaznych. Co chcecie? znałem człowieka, który tak często chwalił się wysokiemi znajomościami, że gdy ktoś przy nim pewnego razu narzekał na upał, ów odpowiedział: Istotnie jest gorąco, powiadam wam,