Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jechała kilka kroków naprzód, za nią zaś podążał Sinten, młody Kładzki, Porzecki, Wilkisbej i Waxford. Na Świrskim grupa ta uczyniła wówczas fatalne wrażenie, jakiegoś zwierzęcego pościgu samców za samicą. Obecnie obraz ów stanął mu jak żywy w pamięci i wrażliwa, artystyczna jego natura poczęła cierpieć naprawdę. »Ostatecznie to tak jest — mówił sobie: za nią biegną wszyscy, i gdybym ja przewrócił się przez jaką przeszkodę, toby jej dobiegł następny!«...
Lecz dalsze rozmyślania przerwała mu pani Elzenowa, której poczęło być w cieniu chłodno, i która oświadczyła, iż pragnie rozgrzać się nieco na słońcu.
— Pójdźmy do mieszkania i niech pani weźmie okrycie — rzekł, wstając Świrski.
Poczem ruszyli z powrotem na górny taras, ale w połowie schodów ona zatrzymała się nagle:
— Pan ze mnie niekontent — rzekła. — Co ja zawiniłam i czy nie postąpiłam jak trzeba?
Na to Świrski, który uspokoił się nieco przez drogę, i którego ujął jej niepokój, odrzekł:
— Niech pani wybaczy staremu dziwakowi; to ja panią przepraszam.