Przejdź do zawartości

Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I usiłowała udać, że wyznanie to sprawia jej przykrość — a jednak, równie jak przed chwilą po słowach Sintena, przez usta jej przeleciał uśmiech zadowolonej miłości własnej i kobiecej próżności. Świrski dostrzegł go — i przykre, gniewne uczucie ścisnęło mu serce.
— Uległem więc epidemii — rzekł.
Ona zaś popatrzała chwilę na niego i spytała cicho:
— Czy to powiedział zazdrośnik, czy niewdzięcznik?
Ale malarz odpowiedział wymijająco:
— Pani ma słuszność... Jeśli tak, to Kresowicz powinien odejść...
— Dziś też porachuję się z nim, i będzie koniec.
Poczem umilkli; słychać było tylko strzały de Sintena i Węgra.
Świrski jednakże nie mógł jej darować tego uśmiechu, który schwycił w przelocie. Mówił sobie wprawdzie, że pani Elzenowa postąpiła z Kresowiczem tak, jak była powinna, i że niema o co się drażnić — a jednakże w duszy odczuwał rozdrażnienie coraz większe. Niegdyś, na początku jeszcze znajomości z panią Elzenową, widział ją raz jadącą na rowerze: ona