Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II.
Do brzegu

Podczas podróży ani śpię, ani czuwam. Siedzę na pokładzie, wchłaniam powietrze nocy letniej, ścigam myślami fale wody a okręt kołysze mnie do słodkiego snu ciężkiemi, regularnemi ruchami maszyny, płaczliwem klekotaniem małych, skaczących fal.
Myśli wracają po drodze przebytego pasu wód, wracają do niedawno opuszczonego świata. Czuję się wolnym, wyższym w stosunku do przeszłości. Jakże wydaje mi się obcą i pustą i nic nieznaczącą. Takiemu to życiu poświęciłem piętnaście najpiękniejszych lat. Nikt nie był nademnie gorliwszym. Młodo zaciągnąłem się pod chorągiew swego stronnictwa, walczyłem odważnie i ślepo w rzędzie szeregowców; odznaczono mnie i osiągnąłem wszystkie zaszczyty, których pragnęła moja ambicya. Byłem w wirze bojowym, silnie kochałem i nienawidziłem, nie łamałem wyrzeczonych przysiąg, żadnej nie podlegałem pokusie, miałem przyjaciół i nieprzyjaciół, działałem w złym i dobrym kierunku z wiedzą i wolą.
I jakiż tego wszystkiego wynik? Czy własne zdobyłem szczęście, czy innym je w darze przyniosłem? Czy drugim — to wątpliwe; sobie bezwarunkowo nie. I jeśli teraz dobrowolnie porzuciłem z trudem zdobyte stanowisko — którego mi niejeden