Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielki nastąpił przewrót, zamienił weksle, zobowiązania, zapisy, na świstki, kwalifikujące się na podpałkę? Stosunkowo najlepiej jest tym, którzy z codziennego utrzymują się zarobku. Wymagania ich są skromne — od nich również mało wymagają,
Niedawno stanowczą powziąłem decyzyę. Sprawy majątkowe powierzyłem zdolnemu adwokatowi, ułożyłem się z wydawcą, który pensyę wypłacać mi będzie miesięczną, mając zaufanie do mych zdolności. Zapakowałem kufry i dziś po obiedzie wyjeżdżam, nie żegnając się z nikim, na prowincyę, do miasta, gdzie swe dzieciństwo spędziłem. Dwadzieścia lat nie widziałem rodzinnego gniazda; w chwilach zmęczenia tęskniłem za niem. Nie wahałem się w wyborze, wiedziałem, kędy się zwrócić. Stare miasto wzywało mię, jak matka, która stale wierzy i czeka powrotu wędrującego dziecka. W starem mieście nic niema takiego, o czem zapomniećbym pragnął. Znamy się z tych czasów, kiedy ono było przedmiotem mej dumy i zachwytu a ja pieszczonem jego dzieckiem. Woła mię wołaniem matki, bo tam leży ma rodzicielka. Z pojęciem starego miasta łączy się cała miłość macierzyńska, której wtedy więcej doznałem, niż ktokolwiek na ziemi a którą, niestety, tak prędko utraciłem. Jeśli nie do starego grodu — dokądże podążyć miałem? Odnajduję go, by znów stać się dzieckiem.