Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez tchu, goniącymi za przyjemnością, opanował mię ból i zdawało mi się, że cię stracić mogę, że cię wyrwać chcą, że słowa twe wraz z nimi uciekają daleko, daleko. Przebacz mi, pomyśl, żem opuściła pierwszy raz ciche swe ustronie“.
Uśmiechnęła się do mnie słodko, serdecznie uścisnęła rękę.
Odeszliśmy śpiesznie, wsiedli do czekających i sanek i powrócili do cichego ustronia.




XXVII.
7 stycznia.

Otrzymaliśmy pocztę na saniach. Przyniosła mi list od nakładcy, pytającego ironicznie, czy nie mam dość tego pustelniczego życia i czy nie nakłoni mię do powrotu nadzieja zostania kierownikiem wielkiego literackiego przedsięwzięcia. Warunki są do tego stopnia korzystne, że żadna troska materyalna nie dokuczyłaby mi nigdy.
Kilka miesięcy temu wahałbym się może, dzisiaj odpowiedź moja nie wymaga zastanowienia. Odpisuję: „nie mogę przyjąć miłego zaofiarowania, ponieważ znalazłem szczęście na Wiatrakowej Górze i przywiązałem się na zawsze do tego szmatu ziemi. Porzuciłem myśl powrotu, ograniczyłem swą literacką i publiczną pracę do wydawania książek. Dziełko niedługo prześlę, później nadeślę jeszcze wiele, wiele innych odmiennych treścią.