Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w niem rzeczywiście się znajduje; zawsze na dnie duszy żył robak zwątpienia w ukryciu pod osłoną kwiatów. I widziałem, że prędzej czy później, nadejdzie godzina, w której zniknie urok.
Zwątpienie wystarcza. Niespokojne spojrzenie, nierozważne słowo, staje się pokarmem. O wieczornej godzinie siedzisz z ukochaną. Nagle widzisz jak obca myśl, obce wspomnienie, oczy jej mgłą zasłaniają. Pytasz a ona odpowiada nieprzytomnym uśmiechem, obojętnem słowem. Jest to jedna tylko chwila. Ona zapomina i ty zapominasz, gdy we wzajemnym spoczywacie uścisku, ale gdy smutna noc nadchodzi, obraz ukochanej, jak zimne kłamstwo staje przed oczyma, z mrożącym serce uśmiechem. Cóż to pomaga, że jutro będzie jeszcze serdeczniejszą dla ciebie? Zdaje ci się że wyleczonym jesteś — to tylko na dzień, tydzień, albo miesiąc. Robak dotknął się swym jadowitym językiem, jesteś jego zdobyczą.
Bywają ludzie zadowoleni z tak nędznego, chorobliwego szczęścia. Inni znów z wymuszonym twierdzą uporem: Pewność zabija szczęście.
Jedno jest tylko szczęście na ziemi: spoczywać w szczęściu. Wiedzieć, że dziś zachodzące słońce, jutro znowu nas ozłoci promieniem, niczego nie żądać, niczego się nie bać. Nie pragnąć, by upłyniony dzień powrócił, nie marzyć, aby był lepszym, bo każdy jednakowo szczęśliwy. To szczęście, to jedno na ziemi, posiadam. Z większym niż inni zapałem, goniłem za niem. Szukałem go na wielkim