Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podniosła rękę; chwilkę siedział jeszcze a dotknąwszy dziobkiem jej świeżych rumieńców, odfrunął“.
Pochwyciłem Małgosi rękę. „Tak Małgosiu, taką sobie moją matkę przypominam a jeśli więcej chcesz się o niej dowiedzieć, zapytaj przyjaciółki z przytułku. Twierdzi — a ja wierzę — że jesteś żyjącym obrazem mej matki“.
Małgosia patrzy na mnie, dużemi, pełnemi miłości oczyma — a ja — czuję ramiona jej na mej szyi, usta do moich zbliżone. Później stoimy w cichem skupieniu, ręka w rękę, nad grobem matki.
....Gdyśmy szli powrotną drogą, pytałem:
„Opowiedz mi, jakim sposobem mnie pokochałaś?“ — odpowiedziała — „czułam, żem ci potrzebną — i od tej godziny posiadasz me serce“.
Później dodała: „Przyrzeknij mi, że gdy umrę — bliziutko twej matki każesz mnie pochować. Mojej matki mogiła na obcej ziemi a ja chcę blizko leżeć naszej góry. Pragnę również byś matkę i mnie zawsze razem widział“.
Gdy jednak spostrzegła, że słowa jej zasmucają mnie z uśmiechem, dodała:
„Niemądry człowieku, czyż sądzisz że ja o śmierci myślę? nigdy jeszcze życia tak gorąco nie kochałam“.




XXIV.
Grudzień.

Gdym zdobywał dawniej to, co szczęściem się wydawało a później badał serce, pytałem, czy szczęście