Przejdź do zawartości

Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niowy stok uprawiono, użyźniono i oparkaniono. Młynarz był uczniem założyciela tych ogrodów. Walczył z wiatrem i zimnem, postawił ochronny płot od strony zachodniej, pomieszał piaszczystą ziemię wzgórza z tłustym, z trudem zwiezionym czarnoziemem, póty uprawiał i polewał, kopał i grabił, póki nie ujrzał wiśniowego ogrodu w rozkwicie.
Przypominam sobie szacunek, połączony ze wstrętem, z jakim się mieszkańcy miasta o młynarzu wyrażali. Podziwiano jego działalność a nie cierpiano rubaszności i dziwacznego obejścia. W kontrakcie, spisanym między nim i miastem, zastrzeżono wolny wstęp dla tych, którzyby z pięknego korzystać chcieli krajobrazu. Pomimo, że nigdy zwiedzaniu nie przeszkadzał, mieszkańcy miasta nie czuli się swobodnymi na jego terytoryum. Trzymano się zdala od jego domu i ogrodu. Nawet nieustraszeni chłopcy zostawiali w spokoju sławne w jesieni młynarzowe jabłka i gruszki. Krążyły złośliwe pogłoski; opowiadano, że tyranizował swą młodą, piękną żonę, córkę dzierżawcy poblizkiej wsi. Pogłoski te powstały dlatego, że żona młynarza samotne prowadziła życie, co według zdania towarzyskiego ludu, bez przymusu dziać się nie mogło. W każdym razie, pogłoskom tym dodała siły nagła śmierć młodej kobiety, w kilka tygodni po urodzeniu córeczki. Młynarz nie przyjął ani mamki, ani niańki, lecz sam, ze swym pomocnikiem dziecinę wychowywał. Miała dwa lata, gdyśmy miasto opuszczali; codzienne odbywałem do młyna