Strona:Pilot św. Teresy.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pilnie i z zapałem, wiedząc, że każdy dzień zbliża go do chwili, kiedy otworzą się przed nim morza południowe i zalśni nad nim konstelacja Krzyża — gwiazda jego pracy apostolskiej, światło opromieniające olbrzymi teren walk o imię Chrystusowe. Los jednak chciał inaczej.
Właśnie Bourjade przyjechał do swego domu rodzinnego w Cos na ośmiodniowy urlop, a właściwie na wesele jednego z braci. Było to w lipcu 1914 roku. I otóż pewnego pięknego wieczora padł nagle grom.
Wojna!
Bourjade zrywa się.
— Jadę — oświadcza rodzinie.
Proszą go, aby pozostał na weselu, tłumaczą mu, że jako zamieszkały we Fryburgu, może tam wrócić i wojny w ten sposób uniknąć, ale młody nowicjusz potrząsa przecząco głową i mówi:
— Nie jestem we Fryburgu, tylko w Cos.
Zmieniwszy sutannę na ubranie cywilne, w kilka godzin później wsiadł do pociągu, aby się udać do pułku.
Nie będziemy opisywali wrażenia, jakie wywołał wybuch wojny; nie będziemy rozwodzili się nad tragicznemi uczuciami, jakie przeżywały owej ciężkiej chwili prawie wszystkie narody europejskie. Przechodziliśmy to samo i pamię-