Strona:Pielgrzym.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXIV.

Serce przeczuciem łopotało we mnie:
Czarny — i miedza czarna więzi kroki,
A z czaszki patrzą strasznej próżni ciemnie,
Zeschłą krwią orbit ból krzyczy głęboki;
Niepewnie stąpa — wciąż bliżej... tajemnie
Jakby Konieczność ów Lęk pustooki
W ramiona moje wiodła rozpostarte —
Noc nad nim całą trzymające wartę.


XXV.

...Słuchalem ciężkich słów. — Nie wiedząc wcale,
Co to za pątnik do serca go tuli,
Straszliwe jął mi w oczy ciskać żale:
Jak mu od dziecka duszę jadem struli
Obelgi ciągłej... Choć ów, co na Skale
Niegdyś był Władny Duch, rodowi króli
Urągać zdolen mężnie — aż do skonu...
Zdał mu, z krewieństwem, tajń swego zakonu. —


XXVI.

I dalej mówił... jakby tajną drogą
Wszedł w serce moje — w to dawne sumnienie;
Słowa te chłostą raz jeszcze mię zmogą,
A wszystkie skrawe tęcz dawnych strumienie
Zjednoczą w Biały Blask: gdy karcił srogo
Grzech, wszystkim jawny; i tamten... co w cienie
Głęboko skrył się — ni w czynie, ni w słowie,
Ni w myśli... Klęski swej człek nie wypowie —