Przejdź do zawartości

Strona:Pielgrzym.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

A chwila za wiek staje. — Znów się święci
Wigilja, wielki dzień. Serca podwoje
Czułem rozwarte, jako wniebowzięci
Prorocy judzkich ziem. Przed oczy moje
Wciąż stają męże, rozkazem zaklęci
Chłopca... W przedziwne prowadzi je boje!
Trysną w lodami skrzącem wrogów gnieździe
Żagwie[1], żar-ptakom podobne i gwieździe...


X.

Aż w chwilę, kiedy krwawe zbiegły jutrznie
Na Nieznanego Chłopca butną głowę
A w kry zwycięzcom wiatr zadzwonił hucznie,
Jakoby w surmy ogromne, bojowe...
Wszedł ten, co Mieszka liczył między ucznie,
I, jak nowinę, powiadał mi owe
Snów moich treści: że Herman dziedzica
Czeka... że Niebios to dar[2] — tajemnica.


XI.

Za obłędnika mię miał. I z litości
Dalej powiadał, jak od Wielkiejnocy
Kraków Madziarów szczerem sercem gości:
Że się Mieszkowi zbiegli ku pomocy
I, prostych ludzi chcąc wziąć, ludzie prości,
Niewyszukani triumfu prorocy —
Pagórek z mąki u bram usypali[3]
Na znak, że długo walczyć mogą dalej!


  1. Dziesięcioletni Bolko Krzywousty zdobył Miedzyrzec pomorski, korzystając z mrozu, naprzekór doświadczonym radom Sieciecha.
  2. Krzywousty uchodził za dar nieba, wymodlony przez rodziców u św. Egidjusza. Matka Krzywoustego, Judyta czeska, umarła w noc wigilijną 1086 r. We dwa lata poślubił Herman nową Judytę, wdowę po Salomonie węgierskim, rywalu Władysława, siostrę cesarza Henryka IV.
  3. historyczne