Strona:Pielgrzym.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XII.

On nie wymyślny fortel skruszył bramy
I serca skruszył... i wnet pęta czeskie
Spadły. Głos jeden wybuchnął: „Witamy!
Niech ino jadą dziecięta królewskie!
Szczodry-ć był rodzic... Syn będzie ten samy...
Niech żyje Mieszko!!“ A Świętochna łezkę
Za łzą płakała. Na krakowskim tronie,
Jak ból kamienny trwa — tęsknotą płonie.


XIII.

Serce przeszyły mi radości noże:
Jakże jest szczodry... ten Lud, co pamięta
Cnotę tak nikłą — i w wielkiej pokorze
O strasznych grzechach szeptałem mementa,
Że ich nie wytknął Lud. A to wydroże
Smętne, gdziem czekał wielkich Rocznic święta[1],
Żem tych miłości był echem skrzydlaty,
W słońcem nalane rozpłonęło kwiaty.


XIV.

Och, dziesięć długich lat — jak ciężko mija —
Odkąd raz pierwszy zasiadłem w diademie
Królów... Toż właśnie była Wigilija
Pańska! gdy w zieleń Lud przystrajał ziemię...
Zaś Tochna, Boża zawsze, a nie czyja,
Orędziem wita, pisanem w Eremie
Zoboru... kędy Świerad-cudotworca
Słał ją, nim umarł, do świętego dworca...


  1. Bolesław koronował się w dzień Bożego Narodzenia 1076 r.