Strona:Pielgrzym.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XV.

Jak ryś, skoczyłem Temu na ramiona;
Ani odjękło w nim hartowne serce,
Choć czułem, jako mi pod nożem kona...
Jeszcze, ku onej bieli poniewierce,
Zrąbałem w krwawe pięciorakie dzwona,
Stopom żelaznym wziąłem na kobierce...
Poczem jam zbiry szczuł na ono padło —
Aż precz, do studni, sforą gnał rozjadłą[1].


XVI.

Na ludy zbożne pierwej cichość legła —
A potem buchnął płacz i taki zamęt,
Jak gdyby rozpacz z przestrachem się zbiegła
W dniu Sądów Pańskich i podjęły lament.
Jam stał, z oblicza rumiany, jak cegła;
Duchem się czułem ostry, jak diament:
Z oczu wypełzły jakieś żółte jady
I kwiaty w uśmiech stroiły szkarady.


XVII.

I woda w studni śmiechem zaszeptała.
Krwią mi nabiegło — i pękło — powietrze,
Jako zapona... Potem próżnia biała...
Bezkreśne ono nic... Jak bóg na Retrze[2]
Czułem, że ogień lgnie do mego ciała —
Mój korny służka... pył z przed stóp mi zetrze,
Opasze wężem płomieni kolana,
Potem się w serce wgryzie, wielbiąc pana.


  1. Zarówno legenda, uwzględniająca pragmatyczny związek (moralny) kaźni biskupa z podziałem Polski przez Krzywoustego między synów (ob. Kadłubek), jak historja, mówią o tej truncatione membrorum; studnia legendarna.
  2. Radegast, bóg ognia, w grodzie lutyckim, Retrze.