Strona:Pielgrzym.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVIII.

Wydałem rozkaz — nie grześć w świętej ziemi!
Niech gnije krwawy zewłok, sępom strawa!
I sam stanąłem, z oczyma wbitemi
Jak koły ostre[1], gdzie miazga ta krwawa —
By nie ruszyła na gród mój: tak niemi
Więziłem wroga, by nie mógł już prawa
Upiorem dociec — wstać i wołać za mną:
Królewska hojność ta jak była kłamną!


XIX.

O wstydzie! Ledwie zczerwieniało zorze,
Girlandy zdobiąc chmur w połyski miedzi —
Jęło nad światem iść westchnienie Boże,
Tak dziwnie smutne, że w onej gawiedzi,
Co straż trzymała, serce schło w pokorze;
A takie mocne, że się we mnie biedzi
Duch... czy do zwłok tych nie paść o ziem czołem?
Bo huraganów przestrogę pojąłem.


XX.

Ale, choć czułem, jak mi ręce ciężą,
Jako duch rwie się do żalów ekstazy,
Karmiłem w sobie złość oślizgłą, wężą,
I, lekceważąc te Pańskie nakazy,
Obojętności zalśniłem pawężą.
Ach, wieleż potem przyszło mi się razy
Wspominać wieczór ten, gdy rdzawe zorze
Pisało w chmurach straszne Sądy Boże.


  1. Ostremi kołami przeszywały ludy celtyckie zmarłych w mogile, co uniemożliwiać miało włóczenie się upiorów (Spencer).