Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmiechu. Zwrócił się ku mnie i pokazał mi język:
— Poczekajno, jak będę gotów! Pokażę ci, co to śmiać się ze mnie, zły dzieciuchu!
Wnet podszedł do mnie, pociągnął za nos, grożąc mi mokrą gąbką. Był strasznie zabawny i jakże miły z temi gładkiemi policzkami, nieco pokiereszowanemi!
To był drugi dzień naszej podróży. Ach, jak prędko minął! Jak spędziliśmy go? Ba, jak para książęca w bajce. Byliśmy nią: graliśmy role królewiąt w państwie, należącem do nas, przechodzącem pięknością wszystkie; jadło i wino wydawały się nam ambrozją i nektarem żywiącym. Byliśmy tak zakochani w sobie, że uprzednia miłość zdawała się niczem wobec nowej.
Wszystko to przeszło, a jeszcze tchnie czarem wspomnień. Przypominam sobie śniadanie na brzegu jeziora: świeżo zniesione jajka, kwaskowaty ser wiejski, mleko z grubym kożuszkiem — przypominam zwiedzanie podwórka w towarzystwie naszej starej gosposi: karmimy gdaczące chciwie kury i kroczącego z miną świadomej siebie dumy koguta — przypominam błąkania się nasze w gąszczu leśnym; jakże uczepiłam się mego towarzysza, ujrzawszy naraz na wierzchołku drzewa sowę,