wyzdrowiał jeszcze na tyle, jak ona pozwolia sobie sądzić.
Jakże jest dobry i mądry! List jego skrzyżował się z moim, który mu wysłałam jeszcze wczoraj. Pisze:
„Czułem się źle, gdyś była u mnie. Przeto serce moje nie okazało Ci przyjęcia, na które zasłużyłaś, i nie byłem w stanie podziękować Ci wówczas — i zawsze — za Twoją miłość. Uprzedziłem Cię, że jestem nieznośnym pacjentem. Czy chcesz mnie, nie bacząc na to, odwiedzić? Przyjdź więc, o ile możesz, jutro i bądź względna dla mnie, choćbym nie zdołał do owej chwili przemóc mojej drażliwości.“
Teraz jest już prawie całkiem zdrów. Ostatniemi dniami nie leżał już w łóżku, wczoraj po raz pierwszy wyszedł na powietrze.
Jestem u niego codzień bądź z rana, bądź wieczorem. Aby sobie to umożliwić, zmyśliłam bajeczkę o jakiejś panience, z którą zaznajomiłam się u Krystyny, a która pobiera u mnie lekcje malowania na porcelanie. Dziwię się codzień, że kłamstwo moje nie wy-