Przejdź do zawartości

Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy jadłaś już coś dzisiaj?
— Nie, babciu!
— Zaraz pomyślałam to! Ale to niesłusznie, Julciu. Młode dziewczątka nie znoszą bieganiny naczczo. Przynieś szklaneczkę wina, Marjo.
Gdy zostałyśmy same, przywołała mnie. Uklękłam przy niej, ukryłam głowę na jej łonie i wybuchnęłam płaczem. Płakałam tak, że mniemałam, iż serce pęknie mi z żalu. Nie mogłam powstrzymać łez. Marja powróciła z winem, a ja łkałam jeszcze, podczas gdy babunia głaskała mnie po włosach. To sprawia ulgę, gdy się człowiek raz wypłacze, i ukojeniem jest czuć kochaną rękę babuni na swojej głowie.
— Tak, tak, dziecię! — powtarzała bez końca, gdy płacz mój zwolna ustawał. Ale nie ważyłam się jeszcze unieść głowy z jej kolan, spotkać się z jej spojrzeniem. A jednak dręczyła mnie myśl: „Musisz odejść, dowiedzieć się na pewno, co zaszło“.
Wówczas babka — nie zapomnę nigdy niewysłowionej słodyczy jej głosu — rzekła:
— Nie potrzebujesz lękać się, że będę pytała o coś. Jestem stara, ale nie zapomniałam czasu mej młodości i wiem dobrze, że młode serduszka mają swoje radości i bóle,