Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zerwał szybko kapelusz z głowy i oddał mi ukłon.
Po raz pierwszy spotkaliśmy się tak na wielkiej, ludnej ulicy.
Miałam wrażenie, że w owej chwili z nas dwojga ja jestem mocniejsza. Ale zaledwie minął mnie, opuściły mnie siły. Nogi ugięły się pode mną. Musiałam wstąpić do najbliższej bramy, aby przyjść do siebie.
...„Jeżeli odwróci się i będzie iść za mną!“ — przy tej myśli uczułam zawrót głowy.
Ale nie uczynił tego. A kiedy szłam dalej i nabrałam przekonania, że nie zawróci za mną — doznałam gorzkiego rozczarowania. Ale zarazem owładnęło mną poczucie, że ostatni promień nadziei nie zgasnął dla mnie — że jeszcze kiedyś czuć się będę wolna.

Koniec października.

W ostatnich czasach bywam często w parku Fryderyka przy pałacu królewskim. O tej porze jest tam tak pięknie: liście zamierają w uroczych barwach i spadają na ziemię, złocone przez blaski zachodzącego wcześnie słońca. Rozumiem, że tak chętnie odwiedzają ten park ludzie starzy i dusze samotne. U jego krat cichnie gwar miasta; otwiera się tutaj przytułek dla cichych myśli i cichych cierpień